poniedziałek, 26 października 2015

Prolog

     O tej porze roku w małym parku w miasteczku Normeley było prześlicznie. Nastał środek wiosny i kwiaty budziły się ze snu.Wiśnie, które posadził tutejszy ogrodnik, były w pełnym rozkwicie, a wszędzie rozchodził się ich zapach i mieszał się z wonią świeżych rogalików, jakie zrobiła pani Cherry, miejscowa cukierniczka. Dopiero co nastał ranek i na niebie pojawiła się różowo-pomarańczowa poświata. Niektórym mieszkańcom tej mieściny to nie przeszkadzało.Pan Decrepit musiał podlać piwonie i kamelie w parczku. Miejscowi nazywali parkiem centrum Normeley, rosły w nim kwiaty z całego świata, przez co ogrodnik miał dużo roboty. W samym centrum ktoś kiedyś wyrył na podłożu koło z różnymi znakami, lecz tych żaden z mieszkańców nigdy nie znał. Była to jedyna dziwna rzecz w miasteczku i żaden z obywateli się nią nie zajmował i nie próbował wniknąć w to, czym rzeczywiście była i co oznaczała.
      Mieszkańcy byli zwykłymi ludźmi. Bez chęci przygód każdy codziennie przeżywał  ten sam dzień. Cukiernicy  robili  ciastka, sklepikarze sprzedawali , nauczyciele uczyli, panie plotkowały... Wszyscy robili to, co mieli robić. Niedługo ich proste życie miało się zmienić, ponieważ do miasteczka mieli przyjechać nowi. Stary właściciel dworu znajdującego się w tej wiosce niedawno zmarł i pewna rodzina wykupiła  tę willę za okazyjną cenę. Nikt się nawet nie domyślał, co to naprawdę oznaczało.



       
Fot: http://www.galerie-zdjec.pl/galeria-krajobrazy/kraj-kwitnacej-wisni    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz